Wracając pamięcią do wakacji sprzed 3 lat buzia mi się cieszy… Zero dzieci, zero obowiązków, zero zmartwień…Mogłam na maksa wtedy korzystać ze wszystkich atrakcji turystycznych, czytać książki, chodzić do klubów, pić drineczki i spędzić na plaży całą noc, tylko po to, żeby zobaczyć jak słońce wstaje…To były piękne czasy…czasy, które już nie wrócą…Nadeszły zmiany, doszły obowiązki, smutki, radość, żal, a czasami zaskoczenie.
Dzisiaj moje wakacje….baaa całe moje życie podporządkowane jest mojemu dziecku. To pod nie planuję, wybieram i organizuję nasze wszystkie wyjazdy. Ale wiecie co, jest fajnie, a mordka wciąż się cieszy, pomimo iż nie ma leżenia na plaży i wygrzewania się całymi dniami na złotym piasku, popijając zimne drineczki z kokosa.
Zamiast tego jest ruch, bieganie, upominanie, uważanie, pilnowanie i jedzenie w pośpiechu. Kilka dni w Miami potwierdziło, że moje wakacje nie będą już nigdy takie same, jak te sprzed kilku lat, czy nawet sprzed roku, kiedy Olo miał 7 miesięcy i pojechaliśmy z nim nad polskie morze. Jedynie co wtedy potrafił, to pełzać, trzymać zabaweczki, jeść i spać. Jego obsługa nie była bardzo skomplikowana, zresztą Olek od samego początku był złotym dzieckiem, nie marudził bo zawsze mu było dobrze. Zeszłoroczne wakacje na plaży wspominam fantastycznie, wypoczęło moje dziecko, wypoczęłam ja i mój mąż.
W tym roku nasz „plażing” wyglądał już nieco inaczej. Olo przecież ma już 1,5 roczku, biega, nie chodzi, jest wszystkiego ciekawy, a tłumaczenie mu różnych rzeczy wychodzi na marne. Poza tym nasz syn lubi chodzić swoimi ścieżkami, a nie tymi wyznaczonymi przez rodziców. Podejrzewam, że następne wakacje przyniosą nam kolejną dawkę nowych doświadczeń. Czekam na nie w utęsknieniem, zostało jeszcze 11 miesięcy:).
Jeden komentarz
Śliczny Oluś:) Czekamy na więcej zdjęć.