Ostatnio pisałam Wam o tym, dlaczego chodzimy z naszym czterolatkiem do kościoła (KLIK). Po publikacji tego tekstu, dostałam od Was mnóstwo wiadomości. Dzisiaj pora na kolejny ważny temat. Co jeśli jedno z małżonków wierzy w Boga, a drugie jest ateistą? Czy chrzest dziecka to wiara, tradycja, czy obowiązek spełniony dla świętego spokoju? Zapraszam do lektury!
Sytuacja nr 1:
ONA nie wierzy, że Bóg istnieje, bo skoro jest, to dlaczego godzi się na tyle zła na świecie? ON jest zagorzałym katolikiem, który wzrastał w wierze w Oazach, KSM i wspólnotach, chodził na pielgrzymki, jeździł na katolickie spotkania młodzieży.
Sytuacja nr 2:
ON określa się mianem ateisty lub agnostyka.
– Ok, jeśli Bóg jest, udowodnij mi to. Przedstaw mi wzór na Jego istnienie. On wierzy w teorię ewolucji.
ONA sądzi, że to ,,co dla zmysłów niepojęte musi dopełnić wiara”. Nie zgadza się z pewnymi kwestiami, bo kościół to też ludzie. A ludzie to księża- niedoskonali, ułomni i popełniający błędy… Ale to w Boga wierzy. Wierzy w Sąd Boży, w to, że każdy odpowie za swoje postępowanie. Wierzy w Boże Miłosierdzie i moc sakramentów.
Dwoje ludzi, dwa różne podejścia do życia. Jak wychować jedno dziecko w zgodzie ze sobą i szanując poglądy partnera?
Temat bardzo trudny, ale też i bardzo ważny. Możemy świetnie dogadywać się na wielu płaszczyznach. Musimy szanować i akceptować wzajemne poglądy. Schody zaczynają się, gdy mamy odmienne podejście do wiary i chcemy ją przekazać naszemu dziecku.
No właśnie opowiadać od najmłodszych lat o ,,Bozi” i ,,kościółku” tylko po to, żeby za kilka lat dziecko samo zadecydowało jakie stanowisko najbardziej mu odpowiada?
Mam wrażenie, że ludzie dzielą się na kilka grup:
- Osoby głębokiej wiary
To wszyscy ci, którzy świadomie przychodzą do kościoła, modlą się, przyjmują sakramenty, żyją zgodnie z nauką kościoła.
- Sezonowcy
Osoby, które chodzą do kościoła z przyzwyczajenia. Pojawią (od wielkiego święta) na mszy ,,bo tak trzeba”. Wystoją swoje w kościele, żeby Bozia się na nich nie obraziła, oni będą mieli czyste sumienie, bo spełnią obowiązek. Super.
- Osoby, które przyjmują sakramenty dla świętego spokoju
– O! Bierzecie ślub?
– Taaa… ale tylko dlatego, że moja mama nie daje nam już spokoju. Męczą nas wieczne pytania.
Chrzest dziecka? Owszem, ale tylko po to, żeby teściowa nie wstydziła się przed resztą rodziny. (Oczywiście to jej teoria.)
- Ci, którzy nie chodzą do kościoła, bo zwyczajnie nie wierzą w Boga
Jak wygląda to w praktyce? Czytamy etykiety na opakowaniach, pilnujemy, żeby kupować bezpieczne i kreatywne zabawki, wygodne wózki, dbamy o ciało, a co z rozwojem duchowym?
Wiara to przecież nie tylko zbiór zasad moralnych, chodzenie do kościoła i niejedzenie mięsa w piątek. To coś znacznie głębszego. Tylko kiedy zacząć mówić dziecku o Bogu? Kiedy dorośnie? Ale na drodze ku dorosłości pojawiają się sakramenty.
Ok., sama przyznaję, że Pierwsza Komunia jest zdecydowanie za wcześnie. To całe show, prześcigiwanie się w prezentach, kto da więcej, jak się ubrać itd.? Po co to wszystko? Chyba nie o to chodzi tego dnia. Dziecko dostaje te wszystkie prezenty z okazji…No właśnie czego? Czy największym prezentem nie powinno być wtedy właśnie przyjęcie Komunii Świętej po raz pierwszy?
Wspominam swoje bierzmowanie: Ja, nieopierzona nastolatka. Co ja z tego pamiętałam, rozumiałam? Hm.. Ksiądz kazał to wszyscy przystępowaliśmy. Przyjmowaliśmy sakrament obowiązkowo po ,,trudnym i stresującym” egzaminie, którym pleban nas straszył przez cały rok. Dzisiaj patrzę na to zupełnie inaczej.
Za nami chrzest Stefka. Oboje z mężem zdecydowaliśmy, że chcemy, aby przyjął ten sakrament. Starszemu synowi już tłumaczymy czym jest tolerancja, że ludzie mają różne poglądy i każdemu należy się szacunek. W kwestii wiary jesteśmy zgodni.
Próbuję sobie wyobrazić jak sytuacja wygląda u rodzin, w których te zdania są odmienne. Jedno z rodziców tłumaczy, że Bóg jest i nas kocha, ale mamusia lub tatuś wierzą w coś innego? A może niewierzący partner siedzi cicho i dopiero za kilka lat zacznie opowiadać, a wtedy na jaw wyjdzie, że przez te wszystkie lata dziecko żyło w zakłamaniu? Czy dziecko bez chrztu zostanie zrozumiane, gdy pójdzie do szkoły? Czy nie jest trochę tak, że wartości religijne przekazuje rodzic, który ma silniejszy charakter?
Myślę, że skrajnie różne poglądy w jednym domu są dla wszystkich wielkim wyzwaniem i ciekawą lekcją. Jednak nie zapominajmy, że są to poglądy osób, które są ze sobą z miłości. Są razem, a nie przeciwko sobie i to my powinniśmy być przykładem miłości dla naszych dzieci.
3 komentarze
Ty podchodzisz do tematu tak, jak należy. Jesteś wierząca i nie negujesz decyzji innych. Jeśli w małżeństwie jest problem różnicy zdań na ten temat, uważam, że warto przemyśleć temat przed ślubem. Znajomi – ona ateistka, on -wierzący, ochrzcili dziecko, ale nie są praktykujący
Ja przyjalem chrzest w wieku 14 lat i bardzo tego zaluje. Rodzice niestety mnie zmusili. Uwazam, ze chrzest to indywidualna sprawa i kazdy powinien sam zdecydowac czy chce go przyjac czy nie.
Komunii nie mialem, do kosciola nie chodze, nie modle sie, czasami sie zastanawiam czy Bog istnieje. Mieszkam z rodzina, ktora bardzo czci Boga, ale mnie tym jakos nie zarazili.
Najwazniejsze to znalezc zloty srodek i nie wciskac dziecku nie wiadomo czego, bo normalni ludzie chyba nie chca miec syna/corki fanatyka religijnego.
U nas jest skomplikowana sytuacja… Jesteśmy rodziną ateistów, nie wierzymy, nie chrzcimy, nie chodzimy do kościoła, nie wieszamy krzyży w domu… Ale w skład naszej rodziny wchodzi również córka mojego partnera z poprzedniego związku, która jest wychowywana w wierze katolickiej, jest ochrzczona, chodzi na religię i do kościoła. Gdy spędza z nami czas, często mówi mojemu synowi, żeby był grzeczny, bo jak nie to 'bozia go pokara’, albo, że po śmierci idzie się do nieba. Mam zawsze zagwózdkę jak z nią o tym rozmawiać, bo dla nas to jest kompletna nieprawda i wierzymy, że po śmierci będzie z nas ropa naftowa lub gaz ziemny, a za złe zachowanie co najwyżej spotkają nas konsekwencje tu na ziemi (np. syn uderzy kolegę to kolega nie będzie chciał już się z nim bawić). Staram się zawsze być w swoich tłumaczeniach delikatna, bo szanuję fakt, że ta druga strona (czyli biologiczna mama mojej pasierbicy) wybrała jakiś tam swój model wychowania i swoją religię, ale jednocześnie nie chcę, żeby młoda wciskała mojemu synowi rzeczy, które uważam za niesłuszne. I taki to mamy dylemat 😉