Kilka dni temu wybrałam się na kawę. Było to wyjątkowe wyjście, bo pierwsze samotne od dłuższego czasu. Czułam się taka szczęśliwa, mogłam gapić się na ludzi przychodzących do kawiarni i podsłuchiwać ich rozmów w spokoju. Nikt nie płakał, nie marudził, nie wołał, że chce do domu. Bycie mamą to docenianie właśnie takich momentów!
Siedząc sobie spokojnie w wygodnym fotelu, popijając ciepłą kawę i czytając o najnowszych trendach w modzie, nagle usłyszałam czyjś kaszel. Był on tak przerażający, że w pierwszym momencie pomyślałam, że kawiarnię pomyliłam z osiedlową przychodnią. Czyżbym była aż tak zmęczona?
Moje oczy znad kolorowej gazety niczym z automatu skierowały się w kierunku baru. Zobaczyłam tam małego chłopca, który przyszedł z mamą do kawiarni. Przez cały czas, kiedy jego mama zastanawiała się, czy wybrać kawę z mlekiem sojowym czy kokosowym, chłopiec kasłał. Był blady jak ściana i wycieńczony chorobą. Wiem, kiedy dzieci chorują, mam z tym duuuuże doświadczanie. Pomyślałam, że pewnie mama z chłopcem wracają od lekarza (tuż przy kawiarni była przychodnia lekarska) i zaszli po kawę na wynos. Tak bardzo się myliłam…
Kawa wcale nie była na wynos, a na miejscu. Do tego ciasteczko, do którego zasiedli przy stoliku tuż obok mnie. Ja i oni nie byliśmy jedynymi osobami w tej kawiarni, oznacza to, że kaszel chorego chłopca słyszało jeszcze jakieś 30 osób.
Kiedy tak siedzieli obok mnie, chłopiec cały czas kasłał, a jego mama pomiędzy kolejnymi kęsami ciasta opowiadała komuś przez telefon, że wraca z Jędrkiem od lekarza i że młody ma grypę plus zapalenie gardła! Podczas gdy rodzicielka plotkowała sobie z kimś przez telefon, maluch zajął się rysunkiem, ale ze względu na jego stan ledwo trzymał kredkę w ręce.
Przez cały czas spoglądałam na niego, był słaby i wątły, ledwo siedział na krześle. Pomyślałam, co do cholery robi ta matka. Czy rzeczywiście kawa na zwolnieniu lekarskim z chorym dzieckiem u boku i 30 zdrowymi osobami, narażonymi na zarażenie się od jej syna jest najważniejsza? Każdy atak kaszlu jej syna irytował mnie coraz bardziej i coraz mocniej mnie stresował. Przecież mam w domu dwójkę zdrowych maluchów pomyślałam, którym naprawdę chcę oszczędzić infekcji, lekarzy i siedzenia w domu.
Ta sytuacja zirytowała mnie bardzo, bo będąc matką nigdy w życiu nie zabrałabym chorej pociechy do kawiarni. Nie tylko ze względu na jego stan, ale i z powodu innych, którzy mogliby się zarazić. Jesień i zima bez mrozu to naprawdę ciężki czas dla naszej odporności. Wiem, że niektórzy z Was mogą sobie pomyśleć: „Skoro tak dbasz o swoje zdrowie, to po kij chodzisz do kawiarni”. A no właśnie po to, bo mi też należy się ciepła kawa w spokoju. To była jak wygrana na loterii, mój mąż wrócił wcześniej z pracy i powiedział: „Idź, zrelaksuj się”. Jedynym pomysłem na szybki relaks (godzinny) była właśnie kawa w osiedlowej kawiarni.
Z drugiej strony wiem, że kiedy choruje dziecko lekarz zazwyczaj daje rodzicowi zwolnienie lekarskie i każe siedzieć z nim w domu. Gdzie indziej, jak nie w domu maluch najszybciej wróci do zdrowia? Sen, lekarstwa, przytulanie i domowy rosołek to sposoby na szybką rekonwalescencję. Choroba dziecka to taki czas, gdzie w końcu można bez pośpiechu pobyć z dzieckiem sam na sam. Nacieszyć się sobą. Ja pamiętam wylegiwanie się do południa w łóżku, wspólne oglądanie bajek i masa przytulańców.
Dlatego Rodzicu! Jeżeli masz chore dziecko to dla jego dobra i dobra innych ludzi, którzy mają w domu zdrowe pociechy zostań z nim w domu pod kołderką. To naprawdę przykry widok, kiedy chore kaszlące niczym gruźlik dziecko czeka, aż wypijesz pyszną kawę z pianką w kawiarni.
=============================
Jeżeli spodobał Ci się ten post, udostępnij go w swoich kanałach social media. Wystarczy, że klikniesz któryś w poniższych ikonek
↓↓↓
=============================
Jeśli chcesz być z nami w ciągłym kontakcie, zachęcam do:
→ Polub nasz profil na Facebooku lub profil na Bloglovin. Dzięki temu będziesz na bieżąco z nowościami na blogu.
→ Śledź nas na Instagramie. Znajdziesz tu sporo zdjęć z codziennego życia, których zazwyczaj nie publikuję na blogu
4 komentarze
My ostatnio byliśmy w Teatrze Małego Widza z maluchami. Obok nas usiadła kobieta z nieludzko kaszlącą dziewczynką. Pierwsze co zrobiłam to przesadziłam moich chłopców na inne miejsce. Nie mam zwyczaju zwracania innym matkom uwagi, ale nie mogłam się powstrzymać. Spytałam niewinnie: córeczka chora? bo brzydko bardzo kaszle. Usłyszałam: nie, ona już tak od dawna, to chyba alergia. Włosy stanęły mi dęba na głowie. „Chyba alergia”! Kobieto, to nie poszłaś z dzieckiem do lekarza żeby to sprawdzić przy takim kaszlu???
Słabo…jak to ludzie są generalnie nieogarnięci.Szkoda słów 🙁
Moje alergiczne dzieci kaszlą i smarkają przez cały rok, więc zwykle nie zwracam uwagi na inne dzieci w podobnym stanie, ale… miałam kiedyś bardzo podobną sytuację podczas rodzinnego obiadu w restauracji. Dziewczynka przy stoliku obok była chora, a jej matka siedziała i relacjonowała stan małej przez telefon, uciszając co jakiś czas jej narzekanie. Dziecko mówiło, że mu zimno, boli je głowa i chce do domu, a mama zachęcała je do zabawy w kąciku dla dzieci, w którym bawiły się właśnie moje maluchy!
Włos się jeży… każdy medal ma 2 strony, ale w tym przypadku to jasne, że dziecko powinno zostać w domu. Tak samo w kwestii przedszkola… nie wysyłajmy tam kasłających i kichających dzieci.. niech wyzdrowieją w domu, a nie koniecznie przy tym zarażają inne. Mój mały apel