Pewnie zauważyliście już, że na naszym blogu poruszamy coraz więcej tematów związanych z podróżowaniem. Nie martwcie się, to przejściowe…Tematów tego typu było ostatnio sporo, ponieważ postanowiliśmy wykorzystać ten rok na wspólne wyjazdy. Przed wakacjami stwierdziliśmy, że jesteśmy już tak zmęczeni ciągłym mijaniem się i biegiem, że musimy te dwa letnie miesiące przeznaczyć wyłącznie dla siebie. I wiecie co? Było super, bo nie od dzisiaj wiadomo, że podróże mają wiele zalet. Nie dość, że kształcą, to jeszcze uczą siebie nawzajem. My wycisnęliśmy z nich tyle, że starczy nam energii na cały kolejny rok, a jak wiadomo będzie nam ona potrzebna, szczególnie pod koniec roku, kiedy w naszej rodzinie pojawi się nowy członek.
Na blogu pisaliśmy o tym, jak wyjechać z dziećmi i nie zwariować, o tym jak przygotować się do podróży samochodem, oraz pokazaliśmy Wam wycinek z naszych skandynawskich wakacji. W tym całym pośpiechu pomiędzy jednym wyjazdem a drugim, zapomniałam napisać Wam o bardzo ważnej rzeczy a mianowicie, o czymś, bez której nasze wakacje okazałyby się totalną klapą. I gdyby ktoś 10 lat temu powiedziałby mi, że pokocham ją tak bardzo, to wyśmiałabym go i odesłała do diabła.
Jakiś czas temu zrozumiałam, że w wyjazdach najważniejsza jest wygoda, a nie najnowsze trendy dyktowane przez szafiarki. Dlatego w tym roku, planując nasze wakacje postanowiłam skupić się na czymś bardzo ważnym, czyli stopach. Nasza rodzina nie jest typem podróżników relaksujących się przy drinku z palemką, frajdę sprawiają nam raczej przebyte kilometry, odwiedzane miejsca i ludzie, których spotykamy na naszej drodze. Dlatego obuwie, które zabieramy ze sobą, musi być wygodne i solidne. Do tej pory testowałam przeróżnych producentów, w tym roku przypomniałam sobie o marce, którą poznałam już 10 lat temu pracując w Stanach. Miejscowość w Kolorado, w której mieszkałam była jakby świątynią skupiającą turystów w obuwiu marki Teva. W tamtych czasach wygodę miałam gdzieś, bo w wieku 20 lat liczył się dla mnie jedynie wygląd, a z drugiej strony chciałam odróżnić się od tłumów noszących sandały na rzepy.
Dlaczego Teva skradła moje serce? Sama nie wiem, to chyba jakiś amerykański patent, dzięki któremu raz założone buty pozostaną z jego właścicielem już na zawsze. Teva to nie tylko obuwie, to styl życia, komfort i lekkość, dzięki czemu wakacyjne wyjazdy przestają raz na zawsze kojarzyć się z odciskami i plastrami. Dzięki niezawodnemu systemowi nylonowych pasków i zapięć, obuwie zyskuje wytrzymałość oraz wyjątkową stabilność, a miękka wkładka zapewnia doskonałe oparcie stopy. Nigdy nie przypuszczałam, że kilka pasków i rzep mogą tworzyć coś tak wyjątkowego, coś z czym naprawdę ciężko się rozstać. Sandały które pokochał Olek nadają się na długie piesze wycieczki, piach, wodę i błoto, a dzięki temu, że paski są materiałowe łatwo utrzymać je w czystości. Według mnie to najlepsze sandały dla dzieci. Nawet mój mąż, największy przeciwnik obuwia letniego przekonał się do swoich, leciutkich i wygodnych łososiowych cichobiegów, a ja w tym roku świeciłam na plaży w swoich skórzanych i biżuteryjnych sreberkach.
Teva to nie tylko producent sandałów, w swojej ofercie mają obuwie całoroczne, które sprawdzi się przy pogodzie towarzyszącej każdej z czterech pór roku. Całoroczne modele, są na tyle lekkie i przewiewne, że sprawdzą się na górskim szlaku w środku lata, wzbogacone o wodoodporność i odpowiednią izolację, stawią wyzwanie jesiennym deszczom i zimowym temperaturom. Jeżeli Waszym stylem życia są rodzinne wycieczki po mieście, za miastem i dalekie podróże a jednocześnie zależy Wam na wygodzie i zdrowiu swoich stóp wybierzcie Tevę. Amerykanie wiedzą co dobre, żałuję, że zrozumiałam to dopiero po tylu latach.
Wpis powstał we współpracy z firmą RAVEN.
8 komentarzy
Przyznaję szczerze: czasami aż zazdrościłam 🙂
I pomyśleć, że za rok będzie o jedną parę butków więcej …
Haha, no właśnie będziemy potrzebowali jeszcze jednej pary Tevy za rok:)
Jeśli o mnie chodzi, to możesz w kółko pisać o podróżowaniu, bo uwielbiam takie wpisy 🙂 Zresztą z wykształcenia jestem specjalistką od turystyki 😉
O proszę, jasne, póki mogę będę pisała. Mam jeszcze kilka perełek w zanadrzu 🙂
Znamy tevy od wielu lat i lubimy bardzo, idealne sandały turystyczne. Jeszcze Source sa bardzo fajne, mój mąż teraz takie ma.
To prawda, jak ktoś założy je raz na stopy nie będzie chciał innych.
My też je mamy! Okazały się strzałek w dziesiątkę podczas wszystkich naszych wakacyjnych wojaży 🙂
Nie znamy 🙂 trzeba nadrobić 🙂