Kilka dni temu zapytałam moje czytelniczki o rowerek biegowy dla dziecka. Liczyłam na pomoc w wyborze, bo rynek dziecięcy aż kipi od tego rodzaju pojazdów. Na pierwszy rzut oka wszystkie wyglądają tak samo, mają ramę i dwa koła – różnią się jedynie materiałem, z którego są wykonane. Niewinne pytanie przyniosło mnóstwo odpowiedzi. Jakie pojawiały się najczęściej? Zapraszam do tekstu.
Dziewczyny pisały, że najczęściej wybierają te, zrobione z drewna lub metalu, przewijały się nazwy marek i inne cenne rady. W odpowiedziach znalazły się też takie, które krytykowały rowerek biegowy, tłumacząc to faktem, że odradził im go ich ortopeda albo fizjoterapeuta. Skoro tych odpowiedzi było kilka, to coś w tym musi być. Z drugiej strony- ile ludzi, tyle opinii.
Nasz fizjoterapeuta polecał zakup rowerka dla Stefana. Mój młodszy syn ma obniżone napięcie mięśniowe i bardzo słabe nogi. Często się wywraca, stawia nogi nieodpowiednio, jego ruchy są nieskoordynowane. Rowerek biegowy czy jeździki pchacze są dla niego jak najbardziej wskazane.
Prawda jest taka, że to, co sprawdzi się u jednego dziecka, nie zawsze będzie odpowiednie dla innego. Tak samo jest z rowerkami biegowymi. Nie dla każdego dziecka będzie on zdrowy. Dzieci z koślawością kolan nie powinny ich używać. Nie jestem fizjo ani ortopedą, więc nie będę wypowiadać się na tematy, które są mi obce. To co chcę Wam napisać, to to, że zanim kupicie dziecku rowerek biegowy zapytajcie swojego lekarza, czy Wasze dziecko może na nim jeździć.
Co koniecznie musisz wiedzieć?
Opowiem Wam historię mojego Stefana. Kiedy Stefan skończył 3 miesiące postanowiłam zapisać go na zajęcia na basenie (jego starszy brat też chodził). Do zapisania go potrzebowałam kwitka od pediatry, że moje dziecko może uczestniczyć w tego typu zajęciach. To miała być czysta formalność. Pojechał z nim do lekarza, a pani pediatra mówi, że nie może wydać mi takiego papierka, bo dziecko ma szmery na serduszku i że na cito powinnam udać się do kardiologa. Wcześniej nikt nie słyszał niczego niepokojącego, żadnego szmeru. Nigdy nie zapisałam Stefana na basen, szmer jest pod kontrolą, a z pluskania się w wodzie korzystamy okazjonalnie (nie z powodu szmeru, a braku czasu ;)).
Mam nadzieję, że trochę Was uspokoiłam.
Jaki rowerek wybrać?
Mój wybór padł na najładniejszy rowerek biegowy, jaki widziałam. Marka Little Dutch jest temu winna (KLIK). Ich zabawki kupujemy już od dłuższego czasu, w tym roku do ich oferty doszły rowerki. Zobaczcie, jakie cuda mają w swojej ofercie TUTAJ.
Dla Stefcia wybrałam piękną miętę. Rowerek biegowy ma metalowa ramę, całość waży 5 kg. Nie wiem czy to mało, czy dużo. Wystarczająco, ponieważ rowerek służy do jeżdzenia, a nie noszenia przez dziecko. Mój młodszy syn ma prawie 2,5 roku, po pierwszej jeździe na rowerku pomyślałam, że jest jeszcze trochę na mały na niego. Nie wiedziałam jakiego mam w domu figthera. Myliłam się bardzo, bo chłopak pokazał, że tak łatwo się nie poddaje. Trzecia jazda to było już mistrzostwo. A teraz nie puszczam chłopaka bez kasku na głowie, bo pędzi na nim jak szalony. (KLIK)
Rama rowerka biegowego jest wykonana ze stali, z odporną na zarysowania i przyjazną dla środowiska powłoką. Dzięki temu, że rower ma regulowaną wysokość siedziska możemy go idealnie dostosować do warunków dziecka. Moje dziecko ma najpiękniejszy rowerek biegowy na dzielni, uwierzcie mi, że ludzie nas zagadują i pytają skąd mamy takie piękne cudo. Rowerek biegowy Little Dutch kupicie na przykład TUTAJ.
Dzień Dziecka zbliża się wielkimi krokami i to jest moja podpowiedź dla Was. Może warto skusić się na taki zakup? Polecam TEN artykuł.