Miami zawsze chodziło po mojej głowie…Pamiętam piosenkę Willa Smitha „Welcome to Miami”, która była przebojem mojego studenckiego życia…Wybrałam Miami jako cel naszej podróży, ponieważ potrzebowałam plaży, oceanu, słońca i zimnych drinków. Odkąd wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim, nie było żadnej okazji na dłuższy wyjazd, zresztą wyjazd w zimie lub wczesną wiosną? Niekoniecznie:/.
Naszą wycieczkę po Stanach kontynuowaliśmy w Miami, zachodnie wybrzeże raczej nie wchodziło w grę. Zwiedzając Stany, trzymam się zasady, że jak lecę na wschodnie wybrzeże, to zwiedzam wschód, jak zachodnie to zachód. Może następnym razem docelowo znajdziemy się np. w Los Angeles. Kto to wie?
Miami przywitało nas tropikalną pogodą z wilgotnością nie do wytrzymania. Chowanie się w cieniu nie pomagało, powietrze stało. Jedyną ochłodę przynosiła zimna margarita i kąpiel w oceanie, ale i to do końca nie zdawało egzaminu. Temperatura w oceanie o tej porze roku wynosi około 30°C.
Jeżeli chodzi o dzieci, to Miami oferuje im całą masę atrakcji. Potrzeba na nie jednak czasu, którego nam zdecydowanie zabrakło – bardzo chciałam zabrać Olka do oceanarium, czy Zoo. Za to codziennie zażywał kąpieli wodnych w oceanie, tarzał się w piasku i zaczepiał wszystkich w koło. Mówiłam Wam już kiedyś, że moje dziecko to cygan? Nie boi się nikogo i niczego…Pójdzie z każdym…
Gdyby nie fakt, że temperatury były za wysokie, oceniłabym wyjazd na szóstkę. Miami jest piękne, ale absolutnie nie polecam go o tej porze roku, w szczególności kiedy podróżuje się z dzieckiem. Południową część Stanów najlepiej odwiedzić zimą, jest ciepło, ale nie upalnie i nadal można wrócić z niezłą opalenizną.
3 komentarze
Piękne fotki Bodziu 🙂 wyjazd zapewne udany, a do tego shopping u Kardashainek .. no no no 😉
Paula, dziekujemy:). Wyjazd się udał, było cudownie. Za rok też sie wybieramy, może z nami polecisz?
Śliczne zdjęcia:) płonę z zazdrości….hihi pozdrawiam