- Czy singielka rozumie matkę?
- Nie..
- A czy matka rozumie singielkę?
- Tak…
Cofając się pamięcią kilka lat wstecz pamiętam siebie, jako osobę niemającą żadnych ograniczeń czasowych, niestresującą się niepotrzebnie i niemyślącą w kategoriach dom i rodzina. Dla mnie liczyły się inne ważne wtedy sprawy, imprezki, drineczki, wyjazdy i itp.….O mężu i dzieciach wypowiadałam się raczej negatywnie, czasami neutralnie. Nie kręciło mnie to totalnie…Pieluchy, płacz, spacerki i zabawy w berka były dla mnie czymś tak bardzo odległym, że na samą myśl o tym dostawałam gęsiej skórki. Byłam jak wiele singielek, lubiłam dzieci, a wręcz ubóstwiałam ale tylko obce….Były to dzieci siostry, koleżanek i kolegów…
Dziś jestem matką, a po tamtych czasach zostały wspomnienia. Fajne wspomnienia. Do tego stopnia, że zawsze jak widzę moje psiapsiuły z tamtych lat to boki zrywamy przeglądając stare fotki. Bycie matką przewartościowuje nasze życie, zmienia nasze priorytety, w ogóle odmienia całe życie. Co ja się tu będę rozpisywała, przecież większość z Was to mamy….Same widzicie jak jest a jak było. I nie…ja wcale nie mówię, że bycie matką jest beznadziejne…Oceniam to fantastycznie, zresztą możecie przekonać się o tym w moim poprzednim wpisie ==> KLIK.
Tak sobie zebrałam różnice pomiędzy mamą a singielką i wiecie co, wyszły nawet fajne rzeczy….
Typowy dzień singielki :
- Wstaje rano już spóźniona i na dzień dobry wkurw…, bo wczoraj zabalowała ze znajomymi do późnej nocy, a dzisiaj jakaś machina w postaci iphona postanowiła ją zerwać z łóżka o 7 rano..Masakra jakaś..
- Na śniadanie je bio owsiankę z malinami i ofc mlekiem sojowym.
- Zalicza selfie w windzie i puszcza na Insta…każdy nowy like pod zdjęciem dodaje jej sił i chęci do życia…Teraz to już z górki będzie…
- Jedzie na siłownię, tam ładuje akumulatory na cały dzień i pali puste kalorie, których dostarczyła sobie poprzedniego wieczoru…W pocie czoła rozgląda się za fajnym facetem, z którym mogłaby spędzic wieczór….Podryw na siłce, to podobno numero uno..
- W drodze do pracy zajeżdża do Starbucksa po kawkę latte oczywiście z mlekiem sojowym i waniliowym syropem. Hurra i jest kolejne selfie, tym razem z kubkiem kawy…
- Wskakuje w szpilki i zaczyna dzień przepełniony spotkaniami. W przerwie zajada się lunchem z tekturowego pudełka….Wiecie, że stajemy się tekturowym społeczeństwem?
- Na nudnych spotkaniach komunikuje się ze znajomymi za pomocą social mediów planując popołudnie. Ustala miejsce i czas a w myślach sączy już Martini zajadając się sałatką z kozim serem i avocado.
- Po pracy pędzi na spotkanie, z którego przenosi się na imprezkę….I krąg się zatacza…
- Wraca zadowolona i uśmiechnięta do domu, zasypiając w swoim szerokim na dwa metry łóżku. A cudowna machina w postaci iphona znowu budzi ją o 7 rano…Och, jakie to zycie jest ciężkie…
A matka? Czy chociaż w maleńkim stopniu można porównać jej dzień do tego z życia singla?
Jakby się ktoś uparł, to jasne, że tak…Kawa w Starbacksie? No problem! Spotkanie z przyjaciółmi? Ofc ale w knajpie, w której jest fajny kącik dla dzieci i nie ma zbyt głośnej muzy…A jak tak na serio wygląda typowy dzień młodej mamy?
- Wstaje w środku nocy bo budzik daje po uszach. Głodne dziecko to najlepszy budzik pod słońcem..I nigdy nie potrzebuje baterii.
- Na śniadanie zajada suchą kromę z plastrem sera i cieszy się na maksa, że tym razem się udało… Przecież wczoraj pierwszy posiłek miała dopiero o 15:00.
- Pije kawę, najmocniejszą, jaką przełknie…W rezultacie dopija ją już zimną, bo przecież pomiędzy kolejnymi łykami trzeba było zająć się dzieckiem.
- Cyka dziecku fotkę i wrzuca na instagram albo fejsa. Każdy like makes her day i jest cudownie.
- Zalicza siłkę spacerując po parku przez 3 godziny…prowadząć telekonferencję ze swoją mamą.
- Po siłce zalicza szybką kawę z domowego ekspresu a potem pędzi na spotkanie służbowe.
- Miejsce spotkania – pobliski park, albo plac zabaw, dresscode – dżiny, t-shirt i trampiochny, temat do dyskusji – ofc dziecko, dziecko i zły mąż…
- Zadowolona w euforii wraca do domu, w którym czeka na nią mąż i w którego ręce już knuje oddać swoje stęsknione za tatą dziecko…Ale zamiast „cześć kochanie, już cię wyręczam” słyszy co? „Co dzisiaj na obiad”? Szczena opada…Nie ma cześć, nie ma buziaka, nie ma nawet kopniaka w tyłek…Za to jest „co na obiad”?
- W końcu mąż zajmuje się dzieckiem, a ona ma czas na Fb, na przeglądanie zdjęć znajomych, komentowanie, nadrabianie zaległości z całego dnia, ale tylko do mementu, kiedy nie poczuje zapachu kupy i nie stwierdzi, że już czas na kąpiel.
- Po odbębnieniu całego wieczornego rytuału zachodzi w głowę co zrobić, żeby dziecko zasnęło. Bajka, kołysanka, wiersz, śpiew a może lulanie? W końcu maluch zasypia sam.
- Jest błogo, dziecko śpi, dzień dobiega końca…Jeszcze tylko sterta brudnych naczyń w kuchni i może kłaść się spać….Za 6 godzin mała marudera obudzi ją ponownie i krąg się zatoczy…
Piękne jest życie singielki, ale jeszcze piękniejsze jest życie matki. Zobaczcie same, jakie mamy mają urozmaicone dni. Wszystkiego po trochu, dziecko dostarcza nowych, dotąd niespotykanych emocji…A u singielki wszystko jest przewidywalne, takie same….Tego, czego im zazdroszczę to brak konieczności planowania na tydzień wcześniej wizyty w kinie albo wyjścia na imprezkę. One to robią zwyczajnie z marszu, tu i teraz…
p.s. Przyjmijcie wpis z dozą uśmiechu na twarzy.
29 komentarzy
hehehe czytając dzień matki jakbym widziala siebie w akcji ;p tylko, że gdy mój mąż zajmuje się dzieckiem, a ja chce usiąść na FB czy blog słysze, że jestem uzależniona od komputera i nie spędzam czasu z rodziną ;p witki mi wtedy opadają, ale co zrobić, przecież mąż najlepiej wie co robiłam cały dzień 🙂
Rzorza, to jakbym słyszała swojego…Ciagle mówi „nic nie robisz, tylko na komputerze siedzisz”….Ale to chyba tylko gadanie…Mam nadzieję hehe.
mój tez mi tak mowi 😛
Buhaha, pozdrawiam:)
Kobitki łączę się z Wami w bólu i chyba nie muszę dodawać co mój mąż mówi ;). Fotki na insta dla singielek w windzie- nie sposób się nie uśmiechnąć 😉
Nio, selfie w windzie jest mega…Szkoda, że ja windy nie mam.
śpię mniej, jestem bardziej wypoczęta, lubię poniedziałki, na wyciągnięcie ręki mam powód do uśmiechu, jestem bezgranicznie i bezwarunkowo kochana… uwielbiam bycie MATKĄ 🙂
PS: Przyjmuję wpis z dozą uśmiechu na twarzy! 🙂
http://www.MartynaG.pl
Martryna, świetnie napisane z dozą usmiechu haha…
Zalicza siłkę spacerując po parku przez 3 godziny…prowadzać telekonferencję ze swoją mamą. – jakbym widziała siebie, tylko ze ja tyle nie spaceruję, rozkładam spacery na raty:). Zajefajny wpis, pozdrawiam i dzięki za niego.
Magda,zapraszam częściej.
Kamila, jesteś fantastyczna. Dziękuję za te wszystkie wpisy, za to, że dzięki temu moje macierzyństwo nie jest nudnym okresem w moim życiu, czytanie Ciebie, to czysta przyjemność.
Monia, dziekuję bardzo bradzo, jesteś wielka!
Hmmm, trochę sie nie zgadzam z opisem dnia singielki. Jestem nią, ale tak się nie zachowuję. Na siłownię nie latam, kawy w Starbucksie nie pijam, jestem prostą dziewczyną, lubiącą czytać, spędzać czas na wystawach, dlaczego rzucasz wszystko do jednego worka…Nie wszytskie singielki takie są.
Kasia, jasne że tak, nie wszystkie singielki tak żyją. Przyjmij ten tekt niedosadnie, on nie dotyczy wszystkiech kobiet na świecie.
Jak ja bym chciała mieć czas na siłownię, ale z dwójką dzieci jest ciężko. Wieczorem jestem juz taka padnięta, że nic mnie nie ściągnie z kanapy.
A kto by nie chciał, ja staram się jak mogę, ale czasami brakuje mi zwyczajnie sił.
Trafiłam do Pani od Doroty Zawadzkiej, nie do końca się zgadzam, ale jest kilka punktów, które zgadzają się ze mną w 100%. Pozdrawiam.
Fajnie, ciesze się, że chociaż w małym stpniu zgadza się Pani ze mną.
Śmieszny ten wpis i jest w nim wiele prawdy. Oczywiście zależy gdzie singielka żyje, bo Starbacksa w Zamościu raczej nie znajdzie.
Ten tekst generalizuje…Wiem, że nie wszystkie singielki tak żyją…Prosze przyjąć ten tekst z usmiechem.
Wrocilam pamiecią do czasow kiedy byłam singielką i przyznam się, ze wtedy nie rozumiałam matek. Bycie matką to było dla mnie bycie na wiecznym urlopie. Teraz to samo mysle o byiu singielką. Ha ha ha Pozdrawiam serdecznie Beata
Ja też nie rozumiałam, ten tekst był pisany w przymrużeniem oka, nie wszytskie singielki przecież tak żyją jak je namalowałam. Ale coś w tym jest. Mi zostały cudowne wspomnienia z tamtych lat.
A selfie w windzie matki też może być? 🙂 Albo w lustrze z rozmazaną postacią dziecka, bo mu się pozować odechciało 😛
Uśmiałam się – świetny wpis )
Dzięki Klaudia, dawaj jakieś zdjęcie w windzie.
Z tego wpisu wynika, że nie jestem ani singielką ani matką. Ani jeden ani drugi opis do mnie nie pasuje. Najwyraźniej nie poddaję się kategoryzacji.
Nie, tak nie ma. Wpisu nie można brać dosadnie, pozdrawiam.
Pingback: Uwierz w siebie. Nie jestem autostradą. Nie dam po sobie jechać. | VADEMECUM BLOGERA
:). Dziękuję.
Bycie singlem też wcale nie jest takie łatwe,to chyba z najcięższych dróg.