Kiedy w sobotnie popołudnie koleżanka zaproponowała mi drinka na mieście, bez wahania powiedziałam, żeby dała mi godzinę, przecież tak rzadko gdzieś wychodzę. Przed wyjściem z domu wytłumaczyłam mężowi, jak ma ogarnąć małego, naszykowałam mu piżamę, przygotowałam kosmetyki do pielęgnacji, rozścieliłam łóżko syna i przygotowałam kolację. W zasadzie podałam wszystko na tacy i poprosiłam o pomoc. Na moje prośby oczywiście usłyszałam pozytywną odpowiedź, licząc, że kiedy wrócę mały będzie już słodko spał. Na spotkaniu było super, poplotkowałyśmy, pośmiałyśmy się i powspominałyśmy stare dobre czasy. Kaśce niestety spieszyło się, bo miała jeszcze w planach imprezę urodzinową swojego szefa. Ja zaś wróciłam do domu z myślą, że skoro mąż uśpił już małego to ja sobie obejrzę jakiś fajny film. Moja euforia i piękny obrazek mnie z kieliszkiem wina zniknęły szybciej niż mogłam to sobie wyobrazić.
Po moim powrocie nic nie wyglądało tak, jak to sobie wymarzyłam. Syn słodko nie spał, tylko biegał po całym mieszkaniu pobudzony trzygodzinnym seansem bajek, a na kanapie siedział leń, który nic nie robił cały dzień, czyli mój mąż. Obrazek rujnujący mój dobry humor spowodował we mnie tyle frustracji, że musiałam wybuchnąć. To wszystko nie mogło przejść bez echa. Był tylko jeden problem, kłóciłam się z moim mężem na oczach naszego syna. I nigdy w życiu nie zapomnę jego miny i tych usteczek ułożonych w odwróconą podkówkę. W końcu do całej akcji wkroczył i on krzycząc, żebyśmy przestali, a jego oczy mówiły „mamo, tato uspokójcie się”. W taki oto sposób nasza sobota zamieniła się w jedną wielką kłótnię. I nie jedyną, bo jak to w małżeństwie bywa, kłótnie są nieuniknione. Najgorsze jest to, że człowiek zanim pomyśli zdąży już wykrzyczeć to, co go boli i męczy, nie zważając na to, czy w pobliżu stoi dziecko czy też nie.
Wielu z nas wydaje się, że nasze dzieci są jeszcze zbyt małe, aby zrozumiały, że rodzice się kłócą i że kłótnia to coś złego. Oczywiście jesteśmy w błędzie, ponieważ już 6-miesięczne bobasy przeżywają kłótnie rodziców. Nie wierzycie? To pokłóćcie się na oczach swojego dziecka i sprawdźcie jego puls. Dzieci, nawet te najmniejsze reagują na stresujące sytuacje podwyższonym ciśnieniem. Chyba nie muszę pisać, że te które są świadkami częstych sprzeczek rodziców są strachliwsze, bojaźliwe i niekiedy zamknięte w sobie. Sama pamiętam, że będąc małą dziewczynką bardzo przeżywałam każdą kłótnię moich rodziców, najczęściej chowałam się pod kołdrę w swoim pokoju szlochając pod nosem.
Co zatem zrobić, aby uniknąć kłótni na oczach naszych dzieci?
Nie ma na to jednego rozwiązania. Kłótni w rodzinie nie da się uniknąć, możemy je jedynie sprowadzić do bardzo niskiego poziomu i starać się panować nad naszymi emocjami. Ja wiem, że kiedy pojawia się dziecko, w rodzinie robi się bardziej nerwowo niż kiedykolwiek. Nagle coś, co kiedyś nie było nawet w kręgu naszych przemyśleń, zaczyna być powodem wielu sprzeczek. Winny jest stres i brak czasu. Kłótnie to efekt wewnętrznej słabości, braku wiary w siebie czasami i hermetyczności. Jako rodzice powinniśmy, a nawet musimy nauczyć się rozmawiać i w ten sposób rozwiązywać problemy.
W sprzeczkach rodzinnych możemy też upatrywać plusów. Takie kłótnie mogą przecież czegoś uczyć. Ja osobiście wychodzę z założenia, że dziecko nie może chować się w całkowicie sterylnych warunkach, musi wiedzieć co to jest trudna sytuacja, aby w przyszłości mogło sobie właśnie z taką poradzić. Ale my rodzice, musimy dać mu przykład i zamiast na jego oczach bezsensownie się kłócić powinniśmy wyjaśnić na przykład, że rodzice nie zgadzają się w pewnej sprawie, ale postarają się ją jakoś wspólnie rozwiązać.
Jeżeli już dojdzie do sytuacji, w której dziecko jest świadkiem kłótni, należy jak najszybciej zakończyć tę scenę i wyjaśnić mu, że kłótnia nie jest z jego powodu. Dzieci są bardzo emocjonalne i wiele rzeczy biorą sobie do serca, również te, które niekonieczne je dotyczą. Często osoby z zewnątrz, które na co dzień nie mają styczności z rodziną, są w stanie zaobserwować, że dzieje się w niej coś złego. Dzieci przeżywają ciężkie sytuacje na swój sposób, jedne skarżą się na ból głowy, inne mają koszmary nocne, jeszcze inne zamykają się w sobie. Dlatego czasami może wydawać nam się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a w rzeczywistości jest odwrotnie.
A co jeszcze możemy zrobić?
Czasami wystarczy ugryźć się w język i zmienić temat rozmowy, by wrócić do niej później bez obecności dziecka. Rozumiem, że nie jest to proste, ale nikt nigdy nie powiedział, że macierzyństwo należy do łatwych tematów. Bardzo ważne podczas kłótni jest nie zmuszanie dziecka do wydawania osądów. Nie należy drążyć tematu i zadawać pytań typu „kochanie, jak sądzisz, kto ma rację mamusia czy tatuś”? Z doświadczenia wiem, że małe dziecko zawsze odpowie „mamusia”, więc nie ma sensu jeszcze bardziej brnąc w tą niezdrową sytuację. Jeżeli rozgoryczenie nie pozwala na zmianę tematu, to można chociaż spróbować obniżyć ton rozmowy, uciszyć się i starać się kłócić tak, aby dziecko siedzące w drugim pokoju niczego nie słyszało.
Kłótnie rodzinne nie należą do łatwych tematów, wiem, że nie da się ich całkowicie wyeliminować z naszego życia. Ale dla dobra dziecka możemy się chociaż odrobinę postarać, aby je zminimalizować.
Jeden komentarz
Kłótnie w małżeństwie to naprawdę ciężki temat. U nas zanim pokazały się dzieci była sielanka, potem obowiązki nas na tyle przytłoczyły, że kótnie w domu to cos normalnego, już na stałe zainstalowane w nasze życie. Staramy się jak możemy nie podnosic głosu przy dzieciach, ale czasami zwyczajnie się nie da. Po tym wszystkim mam gigantyczne wyrzuty sumienia i źle mi z tym. Od pewnego czasu staramy sie panowac nad naszymi emocjami, bo zauważyliśmy, że nasze kłótnie udzieliły sie dzieciom. Zrobiły się agresywne i często same kłócą się między sobą. Dziękuję Ci za ten wpis, podniósł mnie trochę na duchu.