Tak, dobrze przeczytaliście. Gdy fani zacierali ręcę i czekali z utęsknieniem na powrót popularnego reality show, ja już czułam się jak uczestniczka tego programu. Powiem więcej- nie musiałam zgłaszać się na casting, żeby poczuć się jak gwiazda. Nie wierzysz?
Po 11 latach przerwy wrócił popularny Big Brother. Nie śledzę zazwyczaj takich nowinek, ale ostatnio wpadł mi w ręce artykuł na ten temat. Uśmiechnęłam się i pomyślałam, że ja od kilku lat mam namiastkę Big Brohtera we własnym domu. Nie to, żeby ktoś rejestrował nasze domowe życie na kamerze. Nie to, żeby oglądały nas miliony i były żądne sensacji. Ale jakoś tak sobie myślę, że głos Wielkiego Brata nie jest mi do końca obcy. To tak jakby głos… moich dzieci! Przecież rytm życia każdej mamy jest podyktowany prośbami, zachciankami naszych dzieci. Często nie ma miejsca na kompromisy i tłumaczenie. Tak naprawdę do pewnego momentu życie każdej z nas kręci się wokół malucha. Kolejny dowód? Myślę, że nam matkom nie jest też obce ocenianie siebie nawzajem, wydawanie sądów ,,ta jest beznadziejną matką,bo…”, ,,co z niej za matka…”I to nominowanie najgorszej matki w okolicy… Lubimy to, prawda?
Stąpam twardo po ziemi, dzieci nie owinęły mnie wokół palca (no chyba…). Bo jak nie zrobić ukochanych naleśniczków skoro Olek, niejadek robi oczy kota ze Shreka? Jak nie zostać jeszcze pół godziny na placyku, gdy widzisz, że Stefek szaleje z radości na huśtawce? Padam na twarz, ale jako matka chcę ich szczęścia. Która z nas nie poświęca swojego dobra, żeby zobaczyć uśmiech na twarzy dziecka? Głos Wielkiego Brata w naszym domu ustala zasady gry.
To jedna strona medalu. Taka opisana na wstępie z przymrużeniem oka. A teraz serio jestem ciekawa, która z Was zdobyłaby się na taki krok i dała się zamknąć w luksusowym domu odciętym od świata? Bez scrollowania tablicy na Fejsie, bez śledzenia trendów na Instagramie, bez telefonu do przyjaciółki, żeby ot tak sobie pogadać? Gdyby tak odciąć się od wszystkiego. Dała byś radę? (klik)
Czasem łapię się na tym, że stanowczo za dużo czasu marnuję na przeglądanie Internetu. Ok, to część mojej pracy, ale robiąc sobie czasem dzień bez telefonu czuję się jakoś tak… nieswojo. Nagle nie umiem znaleźć sobie miejsca, nagle mam jakoś tak więcej czasu, dzień płynie wolniej. W weekendy przychodzi mi to łatwiej, bo mój czas jest maksymalnie wypełniony!
Tak naprawdę nie musimy iść do Domu Wielkiego Brata, żeby odłączyć się od świata. Wystarczy, że wyłączysz telefon. To co? Robimy mały eksperyment? Proponuję najbliższy weekend. Dajcie koniecznie znać jak poszło!