Kochani, w dzisiejszym tekście inspiracja. Myślę, że sytuacja, którą poniżej opisuję nie jest Wam obca. Na dworze szaro i ponuro, my wyglądamy wiosennego słońca, ale pogoda płata nam figle. W dodatku Twoje dziecko od miesiąca nie było w przedszkolu, bo przeziębienie to u Was norma. Jak zapewnić mu trochę rozrywki, a sobie błogi spokój? Mam dla Was rozwiązanie.
Mój starszy syn od miesiąca nie był w przedszkolu. Powód? Choroby młodszego syna, których nie byłam w stanie powstrzymać, kiedy Oluś uczęszczał regularnie do przedszkola. Decyzję o przerwie od przedszkola podjęłam w momencie, kiedy dziecko przelewało mi się na rękach po kilkudniowym wirusie z gorączką i bostonką. I z perspektywy czasu, to był najlepszy wybór.
Przerwa od przedszkola, szczególnie zimą wiąże się z tym, że rozbrykanemu pięciolatkowi trzeba zagwarantować inne źródło rozrywki. Jedną z nich były salki zabaw. W tym czasie odwiedziliśmy ich kilka, ale żadna z nich nie była „fajna” na 100%. Dlaczego?
Powód pierwszy – „nie mam się z kim bawić”
Zielony Ursynów, na którym mieszkamy to sypialniana dzielnica Warszawy. Jest tu dużo młodych rodzin z dziećmi, ale chyba ze zbyt małym zainteresowaniem takimi miejscami, jak sale zabaw. I nie pytajcie mnie o powód. Nie do końca to rozumiem. Z drugiej strony, dzieci w wieku przedszkolnym w ciągu dnia są w przedszkolu a nie na salce zabaw. A my korzystaliśmy z takich miejsc głównie w godzinach południowych. Dodam, że staramy się unikać takich miejsc w weekendy, dlatego kiedy Olek chodzi „normalnie” do przedszkola raczej nie korzystamy z tej formy rozrywki.
Powód drugi – „nie mam tu co zjeść”
Słodkie ciasteczka, słodzone napoje i sandwiche to pozycje, które najczęściej występują w menu salek zabaw. Mój Olek po intensywnej zabawie lubi porządnie zjeść i nie mówię tu o ciastku a raczej zupie czy porządnym obiedzie.
Powód trzeci – „tu nie ma wifi”
W związku z tym, że Olek to już duży chłopiec i potrafi bawić się sam, postanowiłam wykorzystać czas jego zabawy na pracę. Niestety niektóre punkty – sale zabaw nie posiadały wi-fi, a ja nie zawsze miałam przenośny internet.
Może to trochę nasze marudzenie, może chęć zmiany i poznania jakiś nowych miejsc. I wczoraj właśnie wpadłam na pomysł odwiedzenia sali zabaw, która znajduje się tuż obok basenu, na który często jeździmy. Sala Digiloo – to zdecydowanie największa sala zabaw, na jakiej byliśmy. Znajduje się w samym centrum Mokotowa, a dojazd do niej zajmuje nam maksymalnie 15 minut. Sala dysponuje atrakcjami zarówno dla najmłodszych, jak i tych nieco starszych dzieci, w związku z czym obaj moi synowie – roczny Stefek i pięcioletni Olek znaleźliby dla siebie zajęcie.
Sala posiada osobny kącik dla maluszków – ogrodzony i bezpieczny. Bez obaw- starsze dzieciaki w ferworze zabawy nie zrobią krzywdy maluchom. Znajdują się w nim basen z kulkami, klocki, zjeżdżalnia i bujaczki. Zweryfikowałam to! – wszystkie zabawki posiadają certyfikaty i atesty bezpieczeństwa do użytku z dziećmi.
Większą część sali zabaw zajmuje gigantyczny małpi gaj, ze zjeżdżalniami, trampolinami, tunelami, armatkami do strzelania, z którego nawet ja – stara matka z chęcią korzystałam i to z bananem na buzi. To chyba pierwszy małpi gaj, którego się nie bałam. Chodzi tu o jego wytrzymałość, a nie design. Było super!
Dodam jeszcze, że podczas naszego pobytu w Digiloo ani razu nie usłyszałam „mamo, nie mam się z kim bawić” yeah!
Digiloo dysponuje 7 salami urodzinowymi urządzonymi w stylu bajkowym. W ofercie znajduje się kilka pakietów urodzinowych w zależności od możliwości i gustów klientów sali. Mój Olek powiedział do mnie wczoraj, że marzą mu się urodziny na takiej fajnej salce zabaw.
W Digiloo znajduje się również dosyć przyjemna restauracja-kawiarnia, w której z antresoli rozpościera się widok na bawiące się dzieci. Fajne jest to, że siedząc z kawą w ręku można podglądać swoje pociechy. To chyba pierwsze miejsce dla dzieci, które ma tak szerokie menu. Znajdują się w nim zarówno kanapki, tortille, zupy, makarony, pizza ale i zestawy obiadowe. Ceny nie należą może do najtańszych, bo za sałatkę trzeba zapłacić ok 30 zł, za pizze Margaritha 24 zł a frytki z nugettsami 17 zł. Niestety takie miejsca rządzą się swoimi cenami, ale z drugiej strony trzeba doceniać to, że właściciele zadbali o to, abyśmy nie opuścili placówki z pustymi brzuchami. Po szaleństwach mieliśmy wilczy apetyt!
Wczorajszy wypad do Digiloo był naszym pierwszym, ale na pewno nie ostatnim. Jeżeli nie masz pomysłu, co zrobić z dzieckiem, kiedy za oknem szaro i zimno pomyśl o Digiloo. Może macie swoje sprawdzone miejscówkii, którymi podzielicie się w komentarzach? Uwielbiamy poznawać nowe miejsca!
=============================
Jeżeli spodobał Ci się ten post, udostępnij go w swoich kanałach social media. Wystarczy, że klikniesz któryś w poniższych ikonek
↓↓↓
=============================
Jeśli chcesz być z nami w ciągłym kontakcie, zachęcam do:
→ Polub nasz profil na Facebooku lub profil na Bloglovin. Dzięki temu będziesz na bieżąco z nowościami na blogu.
→ Śledź nas na Instagramie. Znajdziesz tu sporo zdjęć z codziennego życia, których zazwyczaj nie publikuję na blogu
7 komentarzy
Ale wyyypas😗
O mamusiu, ale bym się tam bawiła z dziećmi! Nie wiem czy mi by to nie sprawiło więcej fanu niż małym 😀
Pozdrawiam :*
O ta sala zabaw przydałaby do.gustu mojemu.synowi🙂 rewelacja🙂
Miejsce wygląda świetnie, moje chłopaki by tam roznosiła energia :).
Jeju super miejsce dla dziecka , mnóstwo zabawy i fajnie spędzony czas. Jak moja córcia podrośnie również będziemy się wybierać w takie miejsca 🙂
Takie miejsca są świetne- dają oddech rodzicom i zabawę dzieciom !
Wspaniale sa takie miejsca. Ja uwielbiam chodzić na.takie kryte place zabaw.