No to wreszcie mamy zimę w Warszawie. Wyczekaną i wymodloną. Szkoda, że kazała na siebie czekać tak długo…
Zima w mieście też jest fajna, szczególnie gdy mieszka się obok lasu lub dużego parku, gdzie odśnieżarki ani piaskarki nie mają biletu wstępu. Mamy to szczęście, że tuż za blokiem mamy ogromny Las Kabacki. Jest on dla nas ukojeniem w upalne dni i idealną scenerią w zimowe weekendy. W ubiegłą sobotę wybraliśmy się całą rodziną na sanki. Nie mogłabym tego nie powiedzieć, ale ten dzień był wyjątkowy. Otóż proszę Państwa, Stefcio miał swój debiut na sankach. Pożyczonych od brata oczywiście, bo swoich jeszcze się chłopak nie dorobił.
Na początku był mały szok i uśmiech pod nosem. Dopiero potem chłopak rozkręcił się na dobre, że po 40 minutach nie chciał wsiąść do samochodu.
Rok to dobry moment, aby pokazać dziecku świat z innej perspektywy niż wózek. Dziecko uczy się poprzez doświadczanie, więc nawet zwykłe wyjście na sanki jest dla niego czymś nowym, godnym zapamiętania. Dlatego kto może niech korzysta i cieszy się zimą oraz sankami. Ja mam do nich sentyment, bo bardzo przypominają mi mroźne zimy z mojego dzieciństwa i mojego tatę, który ciągnął mnie na sankach zawiniętą w kraciasty koc z filcu. To właśnie te wspomnienia wpłynęły na wybór sanek dla moich dzieci. Kupiłam dokładnie takie same, jak te moje, kiedy byłam dzieckiem. Najzwyklejsze, drewniane sanki z oparciem sprawdzają się u nas już 5 rok. Mają się dobrze i myślę, że posłużą nam jeszcze przez wiele lat.
Zdjęcia wykonane aparatem Canon 5D, obiektyw 50 mm 1,4.
3 komentarze
Ja tez mieszkam bardzo blisko lasu 🙂 i w tym roku udało się moijej starszej córci pojeździć na sankach 🙂
Super, musimy się cieszyć z tego co jest. Nie wiadomo, czy spadnie jeszcze jakis śnieg w tym roku.
Czekam z utęsknieniem na wiosnę, zdecydowanie
😀